Realizatorzy „Czasem myślę o umieraniu” nie skorzystali z okazji, by ciekawy skądinąd temat pogłębić o bardziej oryginalne rozwinięcie, pozostawiając widza w pozycji niekomfortowego niedosytu 5
„Jak nazywa się smutna kawa?” – pyta Fran. Robert nie zna prawidłowej odpowiedzi. „Depresso” – wyjaśnia Fran. Oboje pracują w biurze. Robert przyszedł tam w miejsce Carol, która niedawno udała się na długo wyczekiwaną emeryturę. Feta z tej okazji była okazją do rozlicznych żartów. Carol jak na emerytkę ma wesołe usposobienie. Odwrotnie niż Fran, która jest najmłodszą z pracownic biura. Dziewczyna egzystuje w onirycznym, jedynie sobie znanym ze światów. W pracy jest sumienna, ale słabo partycypuje w życiu towarzyskim. Fran bezustannie myśli o śmierci, wyobraża sobie ją na wiele sposobów, w myślach kugluje wręcz rozmaitymi jej wariantami. Robert jest dwukrotnym rozwodnikiem i fanem kina. Mężczyznę zafascynowała osobowość milczącej i zdystansowanej Fran. Ona sama nie jest przyzwyczajona do adoracji. Robert zaprasza Fran na wspólny seans. „Podobał ci się film?” – docieka po wyjściu z kina koleżankę z pracy. „Nie” – pada zdawkowa i nieoczekiwana odpowiedź.
Fran zatapia się w biurze nad arkuszami kalkulacyjnymi. Dziewczyna często spogląda za okno, gdzie dźwig unosi elementy budowlane. „Czasem myślę, żeby się na nim powiesić” – wyzna w chwili intymności Fran, która przedtem nikogo nie dopuszczała do bliskiej komitywy. Robert jest pierwszą osobą, która dostąpiła tego zaszczytu. Podczas prywatnego bankietu, gdzie spotykają się pracownicy biura, goście decydują się na udział w osobliwej zabawie. Gracze mają za zadanie przekonująco odegrać scenkę morderstwa. Najbardziej wiarygodnie wypada w tej roli Fran. „Kwas spłynął mi do żołądka” – ujawnia się z nieznanymi obcym talentami aktorskimi. Obecni na bankiecie są pod wrażeniem monologu. „Skąd to wzięłaś?” – dopytuje Robert, mając na myśli motyw, z jakim wystąpiła dziewczyna. Fran na co dzień kreśli scenariusze swojej ewentualnej śmierci. Niniejszy akt jej wizualizacji był tylko jednym z wielu, jakie bohaterka wieczoru uprzednio brała pod uwagę.
Czasem myślę o umieraniu to kameralna historia o tym, co na co dzień niezauważalne przez ludzi pochłoniętych wszechobecnym pędem życia. Film w reżyserii Rachel Lambert jest leniwą opowieścią o świecie neurastenicznym, widzianym z wewnątrz jego bańki. Obserwacje stamtąd płynące do optymistycznych nie należą. Sam film także nie przybliży widzom perspektywy tych, którzy konsekwentnie odseparowali się od społeczeństwa z sobie wyłącznie znanych przyczyn. Realizatorzy Czasem myślę o umieraniu nie skorzystali z okazji, by ciekawy skądinąd temat pogłębić o bardziej oryginalne rozwinięcie, pozostawiając widza w pozycji niekomfortowego niedosytu.
Współpracownicy Fran wymieniają się uwagami o autach, swoich zwierzętach i dzieciach. Emerytowana Carol cieszy się wizją starości, choć kobieta ma wszak świadomość, że już nie będzie miała z kim dzielić codziennych radości. Koledzy z pracy przejdą do porządku dziennego nad utratą dotychczasowej duszy towarzystwa. Fran może pozazdrościć pogody ducha i umiejętności radowania się kwestiami małymi. Sama nie potrafi wykrzesać z siebie pokładów optymizmu. Dziewczyna wyalienowała się z przestrzeni wspólnej. Robert jest dla niej szansą na pogodną przyszłość. Wspólna kawa już nie musi oznaczać „depresso”. Ciekawe tylko, czy samej Fran podobałby się film, który o niej nakręcono?